- Jak to zaginęli?! - krzyk Hokage rozniósł się echem po korytarzu.
- Hokage-sama, spokojnie. Nasi najlepsi ludzie już ich szukają - inny męski głos, najprawdopodobniej członka ANBU.
- Jak mam być spokojny. Przecież to niemożliwe. Minato jest kapitanem, nie dałby się tak łatwo podejść, a ty mi mówisz, że on i jego drużyna zaginęli?!
"Minato" Jego imię rozbrzmiało w mojej głowie. "Zaginął". Szok sparaliżował moje ciało. Trzeba coś zrobić. Jakoś pomóc, ale nie zostawić ich samych. Obróciłam się na pięcie i pospiesznym krokiem przemierzyłam schody. Coś zrobić. Tylko to zdanie brzmiało w mojej głowie. Ale co? Nad tym zastanowię się później.
Wpadłam do
mieszkania i od razy pognałam w stronę swojego pokoju. Jeżeli mam im jakoś
pomóc muszę się sprężyć, ale też zrobić coś, aby nikt mnie nie rozpoznał. No i
tu pojawia się kolejny problem. Stałam
przed szafą z rękoma założonymi na piersi. Po jakiejś chwili uśmiechnęłam się
podle i wzięłam za przebieranie. Stanęłam przed lustrem. Biała bluzka na długi
rękaw z przeplataną srebrną nitką, na to tego samego koloru gorset z
połyskującymi koralikami, spodnie podobne do bluzki i wiązane bytu do kolan,
oczywiście białe. Pięknie wyglądałam, teraz tylko włosy. Odkręciłam wodę w kranie i użyłam chakry. Krople delikatnie osiadły mi na kosmykach, a
potem je zamroziłam. Efekt
zdumiewający. Wyglądało to tak jakbym przefarbowała włosy. Delikatne, lekko kręcone, powiewające przy
każdym ruchu, a mimo to zamrożone.
Białe. Związałam je w luźny warkocz. Do tego na twarz założyłam
maskę, która wokół prawego oka miała narysowany zloty kwiat, a mimo to
wyglądała na posrebrzaną. Delikatne
rękawiczki wsunęłam na dłonie, a broń spakowałam do kabury. Zamknęłam za sobą drzwi i schowałam się w
pierwszym lepszym cieniu. Bez żadnego
problemu wydostałam się poza mury wioski.
Wyczuwałam chakrę Minato. Chociaż
słabo, ale zawsze dodawało mi to nadziei. Wiedziałam że żyje. Przyspieszyłam, przeskakując nad niewielką
polanką. Byli bardzo daleko. Zanim tam dotrę może minąć nawet cały dzień, ta,
chociaż już było coś około dziewiętnastej.
Nie zamierzam się zatrzymywać, powinnam dać sobie rade. Najwyżej zrobię
sobie przerwę gdy będę bliżej, ale nie w nocy.
Tak jak
myślałam. Słońce
już dawno widniało na niebie, a ja nadal biegłam. Została mi jeszcze gdzieś tak mila, więc
postanowiłam się zatrzymać. Na moje szczęście trafiłam na dziko rosnącą
jabłoń. Nie pomyślałam, żeby zabrać ze
sobą jakieś jedzenie, dlatego było to dla mnie
jak boska łaska. Najadłam się do syta słodkimi owocami i z powrotem
założyłam maskę. Chwyciłam po trzy kunie
w każdą dłoń i ruszyłam. Starałam się nie wydawać żadnego dźwięku i ukryć swoją
chakrę, co nie było łatwe, bo musiałam podtrzymywać lód na włosach. Skradłam
się na gałąź drzewa, skrywając się za jego bujną koroną. Jeden, dwa… pięć. O
ile nie ma więcej w lesie. Dopiero teraz dostrzegłam Minato. Siedział związany
pod jednym z drzew i rozglądał się wokół, za pewne rozmyślając nad planem
ucieczki. Obok niego leżało dwóch chłopców. Super, Hokage wysyła na misje
trzynastoletnie dzieci. No, okej. Wiem, że w tym wieku wykonują różne zadania,
no ale ludzie, baz przesady. Było do przewidzenia, że to będzie trudne. Dobra,
koniec rozmyślań, trzeba działać. Cała trójka była przytomna i lekko ranna,
więc było to mi na rękę. Przyjrzałam się piątce mężczyzn. Szczerze, wyglądają
strasznie. Wzięłam głęboki wdech i delikatnie przesunęłam się w kierunku
drużyny z Konohy. Zeskoczyłam za konar i od razy zdjęłam jednego z nich. Bez
problemu podcięłam mu gardło i bezszelestnie przeciągnęłam za krzaki. Reszta
nawet tego nie zauważyła. No, nie licząc Minato i dzieciaków. Podeszłam do kolejnego i zrobiłam to samo.
Teraz jednak trójka zauważyła nieobecność tych dwóch. Zrezygnowałam z walki, bo i tak wiem, że sama
sobie nie poradzę. Przysunęli się w stronę Minato i rozglądali dookoła, ale i
tak udało mi się podejść do jego pleców.
Położyłam mu delikatnie dłoń na ramieniu, a on wyprostował się, dzięki
czemu mogłam się bez problemu za nim schować.
Przecięłam jego liny i dałam mu kunia, którym rozciął więzy
chłopców. Każdemu z nich wręczyłam broń
i wycofałam się za drzewo. Przebiegłam
na drugą stronę, robiąc przy tym szumu. Mężczyźni wyciągnęli broń i szykowali
się do ataku. Wyszłam powolutku na polankę patrząc na ich zdziwienie.
- Kobieta- mruknął jeden z nich.
Uśmiechnęłam się pod maską i ruszyłam. Uchyliłam się przed ciosem i z cała siłą
kopnęłam przeciwnika w brzuch. Uderzył w drzewo wypluwając krew. Drugi, który
próbował mnie zaatakować, został powstrzymany przez Minato, który jednym ciosem
powalił go na ziemię. Trzecim zajęli się chłopcy. Tylko ten, którego uderzyłam,
był jeszcze w miarę świadomy. Uderzyłam
go w żołądek, naruszając przy okazji wątrobę. Jego twarz była wykrzywiona w
bólu, a broda umazana krwią. Przenosił
spojrzenie ze mnie na Minato, który natomiast przyglądał mi się przez
przymrużone oczy. Rozpoznał mnie. Z
głośnym westchnięciem wzruszyłam ramionami, na co on pokręcił głową, ale na
szczęście nic nie powiedział. Podszedł
do mężczyzny i związał mu ręce. Kiedy go podniósł, ten wypluł z ust sporą ilość
krwi i jęknął z bólu.
- Wykrwawi się zanim doprowadzimy go do wioski – powiedział
przyglądając się klęczącemu.
Podeszłam niepewnie do niego i przyłożyłam mu dłoń do
brzucha. Ten jęknął coś i próbował się
ode mnie odsunąć, przez co przeszyła go tylko kolejna fala bólu. Po tym zastygł
w miejscu i pozwolił mi wyleczyć ranę.
Wstałam i spojrzałam na mojego przyszłego męża. Był poważny i spięty.
Dokładnie ilustrował każdy mój ruch. Trochę dziwnie się czułam. To spojrzenie nie
należało do tych, które już poznałam.
- Ano – usłyszałam za plecami. – Kim ty jesteś?
Spojrzałam na czarnowłosego chłopca, który przyglądał mi się
z zainteresowaniem. Podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na głowie, przy
okazji lecząc jego rany, tak samo zrobiłam drugiemu.
- Przyjacielem.
Wróciłam do Minato położyłam dłoń na jego pierś, w miejscu
gdzie czułam silne bicie serca. Nie miał żadnej rany, ale sama dodałam sobie
tym otuchy. To małe zbliżenie pozwoliło
mi się uspokoić. Ruszyłam w kierunku
lasu, przeciwnym do wioski. Może Minato wiedział kim jestem, ale chłopcy i ten
facet, nie, więc nie chciałam ryzykować.
Czułam na plecach ciężkie spojrzenie błękitnych tęczówek. Mimo, że starłam się to ignorować, wcale nie
było łatwo.
Dotarłam do wioski nocą, znacznie szybciej niż oni. Wzięłam
szybki prysznic i walnęłam się do łóżka.
Mam przewalone. Jestem tego pewna.
Rany, co ja teraz zrobię. Działałam instynktownie. Kiedy usłyszałam, ze
ma kłopoty bez zastanowienia chciałam mu pomóc, a teraz chował się ze strachu pod kołdrą. On
mnie chyba zabije. Wyda mój sekret i będę skończona. Spokojnie. Musze spać, rano pomyślę. Teraz
tylko spać.
Zanim otworzyłam oczy, poczułam na nadgarstkach mocne
zatrzaski w postaci męskich dłoni.
Ciepły oddech owiał moją twarz, a serce samoistnie przyspieszyło.
Spojrzałam w przymrużone, błękitne oczy.
Nie odezwałam się, nie zrobiłam żadnego ruchu. Leżałam i czekałam na jego reakcję. Po jakimś czasie westchnął głośno i oparł
czoło o moje.
- Głupia jesteś – mruknął.
Nie odezwałam się, nie mogłam.
- Dlaczego? – zapytał.
- Przepraszam – wyjąkałam, czując jak łzy napływają mi do
oczu.
- Nie chce przeprosin. Chce wiedzieć, dlaczego.
- Nie wiem – pokręciłam głową pozwalając by pierwsza kropla
spłynęła po moim policzku.
- Kushina – podniósł głos.
- Nie wiem –
wyszeptałam zalewając się łzami.
Napięłam wszystkie mięśnie i zamknęłam oczy. Pociągnęłam nosem, kiedy usłyszałam kolejne
westchnięcie. Poczułam ciepłe usta na
policzku. Kiedy otworzyłam oczy,
przetarł mi twarz dłońmi.
- Przepraszam – wyszeptał uśmiechając się delikatnie.
- Bałam się – szepnęłam. – Czułam że coś jest nie tak, a
kiedy usłyszałam, że masz kłopoty… - pociągnęłam nosem. – Po prostu działałam.
Nie mogłam siedzieć z myślą, ze mogę już cię więcej nie zobaczyć…
Przerwał mi kładąc palec na ustach. Nie spojrzałam mu w oczy. Mówiłam prawdę, ale nawet wtedy czułam się niepewnie, zwłaszcza, że przypomniało mi się, co się stało kilka dni temu w łazience. Poczułam jak policzki powoli stają się ciepłe. Trzeba coś wymyślić zanim to zauważy. No cóż, ja i moja szybkość. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, usłyszałam głośny i radosny śmiech.
- Nie mogę się na ciebie gniewać kiedy się rumienisz - wyszeptał mi do ucha. - Jesteś zbyt urocza.
Poczerwieniałam jeszcze bardziej. On chyba lubi się nade mną znęcać, bo nawet nie wie, jak w tym momencie serce mi wali. Jest zdecydowanie za blisko, nie mogę zebrać myśli. Oj, Minato, za co ty mnie tak każesz? Nie wytrzymam.
Usta, które delikatnie pieszczą moje. Dłonie, które gładzą ciało. Ciepło, które wydobywa się z każdego jego ruchu.
Odchyliłam lekko głowę, kiedy zjechał gorącymi pocałunkami na moją szyję. Westchnęłam głęboko. Starałam się myśleć jakoś racjonalnie, ale nie mogłam się w żaden sposób skupić. Skutecznie mnie rozpraszał. Jakaś cicha iskierka rozsądku kazała mi przestać, ale serce i ciało nie chciało słuchać. Ciągnął mnie na swoją stronę, pogłębiając rozsądek gdzieś, gdzie ie mogłam już go usłyszeć. Poddałam się.
Jego dłonie wsunęły się pod moją koszulkę gładząc skórę brzucha, a język przesunął się po nowo zrobionej malince. Dłonie zanurzyłam w jego złocistej czuprynie. Raz jeszcze zatopił się w pocałunku. Przyciągnęłam go bliżej siebie, ale sprytnie mi się wykręcił. Usiadł obok mnie i spojrzał na mnie z uśmiechem, ale nie udało mu się ukryć pożądania, które aż jaśniało w jego oczach. Poszłam w jego ślady.
- Co powiesz na mały sparing? - zapytał.
- Chętnie, ale innym razem - mruknęłam. - Musisz odpocząć.
- Nie, nie muszę.
- Owszem musisz.
Wstałam i zdecydowanie pchnęłam go na łóżko. Złapał mnie za nadgarstek, przez co wylądowałam siedząc na nim okrakiem.
- Odpoczywanie samemu, stało się przereklamowane.
Yuu...
- Nie mogę się na ciebie gniewać kiedy się rumienisz - wyszeptał mi do ucha. - Jesteś zbyt urocza.
Poczerwieniałam jeszcze bardziej. On chyba lubi się nade mną znęcać, bo nawet nie wie, jak w tym momencie serce mi wali. Jest zdecydowanie za blisko, nie mogę zebrać myśli. Oj, Minato, za co ty mnie tak każesz? Nie wytrzymam.
Usta, które delikatnie pieszczą moje. Dłonie, które gładzą ciało. Ciepło, które wydobywa się z każdego jego ruchu.
Odchyliłam lekko głowę, kiedy zjechał gorącymi pocałunkami na moją szyję. Westchnęłam głęboko. Starałam się myśleć jakoś racjonalnie, ale nie mogłam się w żaden sposób skupić. Skutecznie mnie rozpraszał. Jakaś cicha iskierka rozsądku kazała mi przestać, ale serce i ciało nie chciało słuchać. Ciągnął mnie na swoją stronę, pogłębiając rozsądek gdzieś, gdzie ie mogłam już go usłyszeć. Poddałam się.
Jego dłonie wsunęły się pod moją koszulkę gładząc skórę brzucha, a język przesunął się po nowo zrobionej malince. Dłonie zanurzyłam w jego złocistej czuprynie. Raz jeszcze zatopił się w pocałunku. Przyciągnęłam go bliżej siebie, ale sprytnie mi się wykręcił. Usiadł obok mnie i spojrzał na mnie z uśmiechem, ale nie udało mu się ukryć pożądania, które aż jaśniało w jego oczach. Poszłam w jego ślady.
- Co powiesz na mały sparing? - zapytał.
- Chętnie, ale innym razem - mruknęłam. - Musisz odpocząć.
- Nie, nie muszę.
- Owszem musisz.
Wstałam i zdecydowanie pchnęłam go na łóżko. Złapał mnie za nadgarstek, przez co wylądowałam siedząc na nim okrakiem.
- Odpoczywanie samemu, stało się przereklamowane.
Yuu...