blog

blog

sobota, 28 maja 2011

2.

 Witam.
Wybaczcie.Mam kompletny brak weny. Myślę i myślę, aż rozbolała mnie głowa. Jednak mam pomysł na następną notkę. Może okaże się dłuższa i ciekawsza od tej.
Co do tego posta. Starałam się jak mogłam. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Za błędy przepraszam. Życzę miłego czytania ;)

2.


Obudziły mnie promienie przedzierające się przez okno. Podniosłam powoli jedną powiekę potem drugą. Zamrugałam i dopiero po dłuższej chwili załapałam, że jestem w swoim pokoju. Leniwie zsunęłam się z łóżka. Miałam na sobie wczorajszą pomarańczową sukienką lecz butów  nie znalazłam . Podrapałam się po głowie i zeszłam na dół. Do kuchni trzeba było przejść przez salon, w którym siedzieli Jiraya i Minato. Nie zwracając na nich uwagi przeszłam przez pomieszczenie do kuchni. Zrobiłam sobie kanapki i położyłam je na talerzu. Przechodząc przez salon zatrzymał mnie ojciec:
- Masz jakieś plany na dziś?
- Tak, Ojcze. Obiecałam kolegom, że się z  nimi spotkam.
- Ach, ci twoi „kumple”.  Znajdź jakieś przyjaciółki.
-  Nie trzeba ojcze. Dobrze się z nimi dogaduję.
- Przyjaźniłaś się może z Luckiem?
- Tak. On też należy do naszej bandy. A dlaczego pytasz?
- O jejku….
- Co się stało Ojcze?
Zmartwiona odłożyłam kanapki na stuł i podeszłam do niego, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Dostałem z samego rana list, że Luck nie żyje. Matt i Key są w ciężkim stanie jak i ich  sensei. Leżą w szpitalu. Pogrzeb odbędzie się za trzy dni.
Ręka zsunęła mi się z jego ramienia. Stałam taka zamurowana. Nagle przypomniały mi się wszystkie wspólnie spędzone chwile. Pierwsza łza spłynęła strumykiem po  moim policzku i roztrzaskała się o podłogę. Gdy tylko spadła odwróciłam się na pięcie i pobiegłam przed siebie. Gdy wybiegłam z domu usłyszałam krzyki moich rodziców i … Minato? Nieważne.  Luck nie żyje, Matt i Key są w szpitalu. Powinnam im pomóc, ale jak?  Nie znam żadnych technik, nic co mogło by mi pomóc. Zatrzymałam się na urwisku. Moje nagie stopy stały na samej krawędzi. Tylko jeden krok…. Tylko jeden…. Podniosłam nogę, by to zrobić…. Nagle ktoś złapał mnie w pasie i pociągną do tyłu.  Zaczęłam krzyczeć i szarpać się.  Łzy płynęły wielkimi strumieniami po moich policzkach. Poczułam ciepło przy plecach.  Czyjś przyspieszony oddech przy uchu. Cichy, delikatny szept:
- Dlaczego?
Nie odpowiedziałem.
- Nie możesz tego zrobić.
Milczałam.
- Słyszysz co do ciebie mówię ?!?!?!?!
Odwrócił mnie do siebie. Bałam się podnieść wzrok. Bałam się spojrzeć w jego, pełne troski oczy. Podniósł mój podbródek zmuszając do spojrzenia. Jego oczy były przepełnione troską i strachem. Wierzchem dłoni otarł łzy snujące się po mojej twarzy.
- Nie możesz tego zrobić. – powtórzył.
 - Nie mam nic do stracenia.- odezwałam się.
- A twoja matka, twój ojciec, przyjaciele???
- Moi rodzice?!? Och proszę cię. Oni nawet mnie nie znają. Dla nich liczy się tylko wioska. Nie znają moich zainteresowań. Niczego. Tyle razy opowiadałam im o moich przyjaciołach, a oni nawet na mnie nie spojrzeli. Wogule mnie nie znają…
- A przyjaciele?
- Nawet nie potrafię im pomóc. Nie mogę być shinobi. Nie potrafię ich obronić. Oni giną przeze mnie. Wrogowie chcą mnie, a oni mnie znają. Nie są ze mną bezpieczni.
- Ale oni wiedzieli, że będziesz celem wrogów, a mimo to zostali. Bronią cię za wszelką cenę. Chcesz żeby śmierć przyjaciela poszła na marne?
Milczałam. Nie wiedziałam co mam powiedzieć.
- Chcesz żeby ich śmierć poszła na marne?
- Minato….